Cztery wersje okładki. Która Waszym zdaniem jest najlepsza?
Ocena krążka: porażka, słaby, średni, dobry, bardzo dobry, wybitny!
Opisuję wszystko tak jak pamiętam, co może być czasem opisem obok prawdy. Chodzi głównie o wrażenia i tym się chcę z Wami podzielić. Wiedzą niech się dzieli Google i Wikipedia, z nimi nie mam zamiaru konkurować. Ale do meritum. The Beatles to jedna z tych grup przy których zaparkuję na jakiś czas. Pewnych zjawisk nie można zbyć, czy potraktować zdawkowo. Są tabu za których naruszenie powinno się karać głuchotą. O Beatlesach nie wolno powiedzieć, " acha tych 4 gości z Liverpoolu. Nagrali parę ładnych kawałków". To byłaby profanacja. Tak samo jak wyciszenie solówki w Stairway To Heaven, czy Jump. Tak się kurwa nie robi!!!
Przez Beatlesów zostałem pewnego dnia po prostu opętany. Naturalną konsekwencją opętania było żądanie zakupu gitary. Na urodziny otrzymałem takie cacko.
Gitara marki Defil. Oj co to było za chujostwo! Jest nawet taka fraza która dość wiernie opisuje doświadczenia z tym sprzętem „Gitara Defila moje palce wykrzywila”. Niemniej nie to było przyczyną, że poszła na razie w kąt. To po prostu nie był jeszcze mój czas. Ponieważ nie miałem własnego „magnetu”, to na początku zajmowałem się głównie zbieraniem informacji o Beatlesach i zatruwałem stryjkowi życie codziennie przychodząc i słuchając Beatlesów. Musicie wiedzieć (bo mało kto pamięta), że były to czasy, kiedy całkiem niedawno cofnął się lodowiec (na południu podobno można było spotkać ostatnie mamuty) i nie było Internetu. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale uwierzcie. Internetu nie było. Mało tego, żadnych książek, płyt, nawet muzyki w radiu. Wtedy chodziło w eterze jakieś takie pierdolenie, że nawet trudno to zdefiniować. Oczywiście u nas. Na świecie się działo, że szelki spadały. Zresztą mało mnie to w ogóle obchodziło, bo interesowali mnie wyłącznie Beatlesi. W pokoju powstał ołtarzyk z wycinkami z gazet, aż Mama nie wyrobiła i po ukończeniu III klasy za ładne świadectwo dostałem własny magneciak. Mało się nie zesrałem w rajtuzy z radości. Na szczęście były wakacje, bo do szkoły bym raczej przez pierwsze dni nie chodził, a na pewno nie bez magnetofonu. A była to udoskonalona wersja prezentowanego poprzednio Thompsona.
WYPASSSSS Teraz się dopiero zaczęło. Załatwianie kawałków, kompletowanie płyt. A dodatkowo pojawił się problem - skąd wziąć czyste kasety? Kawałki docierały w różnej kolejności, ale będę trzymał się chronologii Beatlesowskiej.
Z tego albumu pochodzi nieprawdopodobny numer Twist And Shout.
No bajkowy wręcz wokal, a ta fantastyczna chrypka na oryginalnym nagraniu na płycie, to podobno efekt przeziębienia Lennona. Mógłbym całe życie chodzić z gilem w nosie, żeby tylko umieć tak zaśpiewać.
Natomiast There’s a Place to genialne harmonie w wokalu.
Przez Beatlesów zostałem pewnego dnia po prostu opętany. Naturalną konsekwencją opętania było żądanie zakupu gitary. Na urodziny otrzymałem takie cacko.
Gitara marki Defil. Oj co to było za chujostwo! Jest nawet taka fraza która dość wiernie opisuje doświadczenia z tym sprzętem „Gitara Defila moje palce wykrzywila”. Niemniej nie to było przyczyną, że poszła na razie w kąt. To po prostu nie był jeszcze mój czas. Ponieważ nie miałem własnego „magnetu”, to na początku zajmowałem się głównie zbieraniem informacji o Beatlesach i zatruwałem stryjkowi życie codziennie przychodząc i słuchając Beatlesów. Musicie wiedzieć (bo mało kto pamięta), że były to czasy, kiedy całkiem niedawno cofnął się lodowiec (na południu podobno można było spotkać ostatnie mamuty) i nie było Internetu. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale uwierzcie. Internetu nie było. Mało tego, żadnych książek, płyt, nawet muzyki w radiu. Wtedy chodziło w eterze jakieś takie pierdolenie, że nawet trudno to zdefiniować. Oczywiście u nas. Na świecie się działo, że szelki spadały. Zresztą mało mnie to w ogóle obchodziło, bo interesowali mnie wyłącznie Beatlesi. W pokoju powstał ołtarzyk z wycinkami z gazet, aż Mama nie wyrobiła i po ukończeniu III klasy za ładne świadectwo dostałem własny magneciak. Mało się nie zesrałem w rajtuzy z radości. Na szczęście były wakacje, bo do szkoły bym raczej przez pierwsze dni nie chodził, a na pewno nie bez magnetofonu. A była to udoskonalona wersja prezentowanego poprzednio Thompsona.
WYPASSSSS Teraz się dopiero zaczęło. Załatwianie kawałków, kompletowanie płyt. A dodatkowo pojawił się problem - skąd wziąć czyste kasety? Kawałki docierały w różnej kolejności, ale będę trzymał się chronologii Beatlesowskiej.
Z tego albumu pochodzi nieprawdopodobny numer Twist And Shout.
W studio
Kiedy już posiadłem umiejętność gry na gitarze był to niezwykle mocno eksploatowany utwór na wszelkiego rodzaju imprezach. Fajnie się to gra i śpiewa. Mój kumpel z podwórka niejaki Słoń nie miał szczególnego poczucia rytmu. W refrenie jest czterokrotne powtórzenie „C’mon”. Nie mógł zazwyczaj trafić ile razy śpiewać, więc odliczał na palcach i .. działało. W tamtych czasach nie sposób było zdobyć oryginalny tekst, a angielskiego nie znali nawet nauczyciele angielskiego zatem śpiewało się ze słuchu. Niekiedy było zabawnie. W tym utworze Beatlesi śpiewają "shake it up, baby", ja śpiewałem mniej więcej "szejkera bejbe", a Słoń po prostu "siekiera bejbe".Natomiast There’s a Place to genialne harmonie w wokalu.
Od początku było słychać, że John i Paul, tworzą coś ponadczasowego. Świetna płyta choć zawierająca sporo coverów. Tą moc po prostu się wyczuwa. Nie ma tu przesadnie bogatych środków wyrazu, ale jest magia, no i to w kurewsko potężnej dawce.
Zdjęcie z Jimmim Nicolem zastępującego Ringo (wycięcie migdałków) na trasie koncertowej w 1963. Jakoś mi tu nie pasuje.😏
O sesji mówili tak:
RINGO: Według mnie zaczęliśmy koło południa, a skończyliśmy o północy, zaś John brzmiał kiepsko przy 'Twist And Shout'. Znaliśmy te wszystkie piosenki, bo to był nasz repertuar koncertowy, z którym jeździliśmy po całym kraju. Dlatego bez problemu mogliśmy wejść do studia i od razu nagrać te piosenki.
Kwestia mikrofonów też nie była zbytnio skomplikowana - jeden przed każdym piecem, dwa w górze dla perkusji, jeden dla wokalisty i jeden dla stopy. Stopy i tak nie słychać i teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, nie jestem pewien, czy taki mikrofon w ogóle był.
GEORGE MARTIN: Nie mam pojęcia jak oni to robili. Nagrywaliśmy cały dzień a im dłużej to robiliśmy, tym byli coraz lepsi. To było bezpośrednie odegranie ich scenowego materiału – prawie jak transmisja radiowa”. W czasie sesji nagrano piosenkę „Hold Me Tight”, ale znalazła się ona dopiero na następnej płycie długogrającej. Całkowity budżet na nagranie albumu wynosił 400 funtów (ok. 800 amerykańskich dolarów). W owym czasie nie było zbyt dużo pieniędzy w Parlophone. Pracowałem na całorocznym budżecie 55 tys. funtów.
Beatlesi dostali z tego po 29 funtów.
Na zakończenie tego odcinka posłuchajcie pierwszego utworu z płyty I Saw Her Standing There.
Nie ma słów..
- Strona A
1. „I Saw Her Standing There” 2:55 2. „Misery” 1:50 3. „Anna (Go to Him)” (Arthur Alexander) 2:57 4. „Chains” (Gerry Goffin, Carole King) 2:26 5. „Boys” (Luther Dixon, Wes Farrell) 2:27 6. „Ask Me Why” 2:27 7. „Please Please Me” 2:03 17:05
- Strona B
1. „Love Me Do” 2:22 2. „P.S. I Love You” 2:05 3. „Baby It’s You” (Mack David, Barney Williams, Burt Bacharach) 2:38 4. „Do You Want to Know a Secret” 1:59 5. „A Taste of Honey” (Bobby Scott, Ric Marlow) 2:05 6. „There’s a Place” 1:52 7. „Twist and Shout” (Phil Medley, Bert Russell) 2:33 15:34
- John Lennon – gitara rytmiczna, gitara akustyczna, harmonijka, wokal, klaskanie
- Paul McCartney – gitara basowa, wokal, klaskanie
- George Harrison – gitara prowadząca, gitara akustyczna, wokal, klaskanie
- Ringo Starr – perkusja, tamburyn, marakasy, wokal, klaskanie
- Dodatkowi muzycy i producenci
- George Martin – produkcja, miksowanie, dodatkowe aranżacje, pianino w „Misery”, czelesta w „Baby It's You”
- Norman Smith – inżynier dźwięku, miksowanie
- Andy White – perkusja w „Love Me Do” i „P.S. I Love You”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz